niedziela, 2 maja 2010
Życie w hotelu
Jestem w Stuttgarcie już dwa i pół tygodnia. Dokładnie to w Esslingen uroczym miasteczku kilka kilometrów od Stuttgartu. Moja kompania nie uporała się jeszcze w wynajmem mieszkania na moje potrzeby, więc zamieszkałem w hotelu. Nigdy nie miekszałem w hotelu przez tak długi czas, nie wiedziałem jak to jest próbować normalnie żyć w pokoju hotelowym.
Jest to również okazja do bardzo ciekawych obserwacji.
Hotel ten jest typowym hotelem nastawionym na gosci biznesowych, więc rodzaj ludzki z plemienia "Business traveler" jest tutaj siłą przeważającą. Widuję ich na każdym lotnisku, na którym jestem - Madryt, Lizbona, Dubaj, Monachium, Zurich, Bruksela, Poznań, Warszawa itp. Wyglądają zawsze tak samo, mają taki sam bagaż, jedzą i piją to samo. Na lotnisku zawsze zajrzą do business lounge, z gazetą w ręku, udają się na następny lot, w nastęne miejscedo następnego hotelu. Gdzie jadą: jakieś nudne sympozjum, konferencja, delegacja, rozmowy z klientami, itp.
Po przyjeździe do hotelu i zostawieniu bagaży udają się na lunch lub kolację. Nie szukają i nie kalkulują idą zawsze tam gdzie najbliżej - do hotelowej knajpy. Firma płaci więc nie za bardzo się przejmują kosztami. Po kolacji czas na drinka w hotelowym barze. Gdy są stadnie opuszczają go mocno podchmieleni pytając wcześniej barmana o burdele. Gdy są samotnie, siadają przy barze i toczą rozmowy z barmanem. Zawsze o tym samym - co robisz? po co przyjechałeś? jak długo zostaniesz? Później jeszcze obowiązkowe sprawdzenie poczty, korzystając z dobrodziejstw technologii WiFi, no i spać. Rano śniadanie, gazeta, kawa i do pracy. Później znowu lotnisko, hotel, może dom, do następnego razu. W każdym hotelu, barze, czują się pewnie i swobodnie, jak u siebie, w domu.
Czy ja też już jestem członkiem tej subkultury? Pewnie tak. Piszę to siedząc w hotelowym lobby, popijając znakomite piwo (Bitburger). Kożystając z hotelowej sieci Wi-Fi.
Mil na karcie lojalnościowej Lufthansa przybywa, niedługo starczy na wymarzony lot do Meksyku :)
PS. Polecam film "Up in the air" Jasona Reitmana. Rzuca on dużo światła na taki styl życia.
Jest to również okazja do bardzo ciekawych obserwacji.
Hotel ten jest typowym hotelem nastawionym na gosci biznesowych, więc rodzaj ludzki z plemienia "Business traveler" jest tutaj siłą przeważającą. Widuję ich na każdym lotnisku, na którym jestem - Madryt, Lizbona, Dubaj, Monachium, Zurich, Bruksela, Poznań, Warszawa itp. Wyglądają zawsze tak samo, mają taki sam bagaż, jedzą i piją to samo. Na lotnisku zawsze zajrzą do business lounge, z gazetą w ręku, udają się na następny lot, w nastęne miejscedo następnego hotelu. Gdzie jadą: jakieś nudne sympozjum, konferencja, delegacja, rozmowy z klientami, itp.
Po przyjeździe do hotelu i zostawieniu bagaży udają się na lunch lub kolację. Nie szukają i nie kalkulują idą zawsze tam gdzie najbliżej - do hotelowej knajpy. Firma płaci więc nie za bardzo się przejmują kosztami. Po kolacji czas na drinka w hotelowym barze. Gdy są stadnie opuszczają go mocno podchmieleni pytając wcześniej barmana o burdele. Gdy są samotnie, siadają przy barze i toczą rozmowy z barmanem. Zawsze o tym samym - co robisz? po co przyjechałeś? jak długo zostaniesz? Później jeszcze obowiązkowe sprawdzenie poczty, korzystając z dobrodziejstw technologii WiFi, no i spać. Rano śniadanie, gazeta, kawa i do pracy. Później znowu lotnisko, hotel, może dom, do następnego razu. W każdym hotelu, barze, czują się pewnie i swobodnie, jak u siebie, w domu.
Czy ja też już jestem członkiem tej subkultury? Pewnie tak. Piszę to siedząc w hotelowym lobby, popijając znakomite piwo (Bitburger). Kożystając z hotelowej sieci Wi-Fi.
Mil na karcie lojalnościowej Lufthansa przybywa, niedługo starczy na wymarzony lot do Meksyku :)
PS. Polecam film "Up in the air" Jasona Reitmana. Rzuca on dużo światła na taki styl życia.
Subskrybuj:
Posty (Atom)